Terapia jąkania metodą prof. L. Arutiunian: - Skuteczność terapii jąkania - Terapeuta jąkania - logopeda czy psycholog? - Metody behawioralne w terapii - Czy każdy jest w stanie ją ukończyć - Odpowiedzialność terapeuty, prawa pacjenta - Reklama terapii jąkania, a etyka

Szukaj na tym blogu

środa, 31 marca 2010

4037. Moje przemyślenia na temat Terapii jąkania metodą Arutiunian prowadzonej przez Ewe.....

Wypowiedzi Byłego pacjenta Eweliny Cz. ze strony Jąkanie - terapia - fakty i mity    - Księga gości

trochę uładzone (poprawiona pisownia, wstawione polskie "ogonki"). Bardzo proszę go o kontakt w sprawie jego praw autorskich - Stutter.Stutter@gmail.com

Dane dotyczące terapeutki i oraz prowadzonego przez nią ośrodka Terapii jąkania zostały przeze mnie zmienione, aby nie naruszać dóbr osobistych tej Pani. Zrobiłem to z ciężkim sercem ...


4037. Moje przemyślenia na temat Terapii  jąkania metodą Arutiunian prowadzonej przez Ewelinę Cz.

Terapia jąkania metoda Arutiunian wywołuje często silne emocje, i w zasadzie nie ma w tym nic dziwnego. Mowa, kontakty z ludźmi, relacje społeczne maja przeważnie bardzo niewiele wspólnego z chłodna kalkulacja czy nawet zdrowym rozsądkiem. Poza tym mówienie to także, a może przede wszystkim, uczucia… Czy można sobie wyobrazić miłość albo nawet przyjaźń bez rozmowy, patrzenia sobie w oczy, i w ogóle wspólnego spędzania czasu? A czy można wspólnie z kimś spędzać czas i w ogóle z nim/z nią nie rozmawiać? Może i można, ale normalne to chyba nie jest…
W każdym bądź razie leczenie jąkania metoda Arutiunian jest nie tylko leczeniem płynności mowy, ale również próba „naprawiania” relacji z innymi ludźmi i w ogóle relacji społecznych. Takie próby „naprawcze” muszą wywoływać i wywołują różne skrajne emocje, zarówno pozytywne, jak i negatywne. Jednocześnie warto sobie zdawać sprawę, że takie „grzebanie w ludzkiej psychice” jest związane z dużą odpowiedzialnością, a od terapeutów, którzy maja odwagę podejmować się tak trudnego i chyba również ryzykownego zadania, należy wymagać nie tylko olbrzymiej wiedzy teoretycznej i doświadczenia, ale również, a może przede wszystkim, bezwzględnego przestrzegania norm etycznych i moralnych.

Większość wypowiedzi na tej stronie ma moim zdaniem małą wartość merytoryczna, natomiast są bardzo nasilone emocjonalnie. Jednak w świetle tego, co napisałem we wstępie wydaje się to zrozumiale. Ja chciałbym spróbować spojrzeć na zagadnienie obiektywnie i spokojnie, chociaż wiem, że jest to trudne i może nie uda mi się uniknąć subiektywizmu oraz zbędnych emocji…

Ta strona oraz relacje wielu pacjentów, którzy mimo intensywnych ćwiczeń w trakcie Terapii metoda Arutiunian, nie wyleczyli się z jąkania albo wyleczyli się „częściowo”, pokazuje dobitnie, że o 100% skuteczności leczenia nie ma mowy. Dlaczego zatem na Terapii  jesteśmy zapewniani, że jeżeli będziemy solidnie ćwiczyć na pewno się wyleczymy? Ja znam osobiście ludzi, którzy naprawdę ćwiczyli bardzo solidnie, nawet więcej niż było trzeba, a mimo to dalej się jąkają. Czy zatem już na samym początku Terapii  jesteśmy po prostu okłamywani? I gdzie normy etyczne i moralne, o których pisałem we wstępie?

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że prowadzenie Terapii jąkania metodą Arutiunian jest świetnym pomysłem na zarabianie pieniędzy. Jednak warto zwrócić uwagę, że w biznesie istnieje cos takiego jak rzetelna informacja o sprzedawanym produkcie, a podstępne i świadome zatajanie ukrytych wad jest po prostu zwykłym przestępstwem. Nie jestem prawnikiem, i po prostu nie potrafię ocenić, czy można dopatrzyć się w Terapii znamion oszustwa czy wyłudzania pieniędzy w rozumieniu Kodeksu Karnego. Jednak wydaje mi się, że nieinformowanie pacjenta o możliwości nawrotu jąkania, mimo wykonywania intensywnych ćwiczeń, jest po prostu łamaniem Prawa Handlowego. Poza tym jeszcze istnieje takie pojecie jak uczciwość, które niestety w dzisiejszym świecie strąciło na znaczeniu.

Warto jednak również zwrócić uwagę, że prowadzenia Terapii nie można postrzegać tylko i wyłącznie jako działalności komercyjnej i sprzedaży swoich usług. Leczenie jąkania jest również mimo wszystko leczeniem, a każdego lekarza obowiązuje tzw. etyka lekarska. I czy można powiedzieć, że pani Cz. zachowuje się jak lekarz?
Czy na wstępnych konsultacjach są ·przeprowadzane choćby pobieżne badania?
Czy pacjent jest rzetelnie informowany o innych metodach leczenia?
Czy pacjent jest rzetelnie informowany o wszelkich potencjalnych problemach, trudnościach oraz konsekwencjach terapii?

Takich pytań można postawić więcej, i odpowiedz na nie brzmi – „nie”. Na konsultacji jest tylko przedstawiana ogólna koncepcja terapii, i jeżeli ja akceptujesz, jedziesz na turnus. Badania psychologiczne/neurologiczne, które są ·wymagane, są tak naprawdę farsa, nikt tego nie sprawdza. Jednocześnie warto zauważyć, że Centrum/ Klinika /Ośrodek Terapii / Leczenia Jąkania pani Cz. potrafi działać wyjątkowo sprawnie i dokładnie, niestety głównie w sytuacjach, gdy chodzi o pieniądze.

Czy rzeczywiście każdego pacjenta można wyleczyć? Tak twierdzi pani Cz., jednak fakty mówią inaczej. Każdy, kto przechodził terapie, wie, że proces leczenia jest po prostu bardzo trudny. Jest oczywiste, że nie każdy pacjent jest na tyle wytrwały, solidny i obowiązkowy, żeby zakończyć terapie. Dlaczego zatem na terapie są ·przyjmowani wszyscy jak leci, nawet, jeżeli z góry wiadomo, że nie dadzą rady ukończyć procesu leczenia? Odpowiedz jest prosta, więcej pacjentów, więcej pieniędzy. A że ktoś nie ukończy terapii? Zawsze można go wyśmiać, zakrzyczeć, i twierdzić z uporem maniaka, że jest to tylko i wyłącznie jego wina. Ale czy rzeczywiście tak jest?

Zastanawiam się czy jeżeli do Centrum/ Kliniki /Ośrodka Terapii / Leczenia Jąkania zgłosiłby się całkiem zdrowy człowiek, który nigdy się nie jąkał, czy pani Cz. przyjęłaby go na terapie? Trudno ocenić, czy jest na tyle wyrachowana i czy jest do tego stopnia pozbawiona skrupułów, że naraziłaby zdrowego człowieka na trzyletnia terapie, której on tak naprawdę nie potrzebuje, tylko po to żeby zarobić? Warto takie rzeczy sprawdzać, ciekawe czy np. telewizja TVN byłaby zainteresowana zagadnieniem? I np. zrobić prowokacje, że przychodzi dziennikarz z ukryta kamera, a pani Cz. karze mu jechać na terapie, bo niby się, jaka? Tak wielki specjalista, za jakiego uważa się pani Cz., na pewno powinien potrafić trafna diagnozę czy ktoś się, jąka czy nie.

Ciekawe czy kiedykolwiek zdarzyło się pani Cz. odmówić przyjęcia kogoś na terapie i zaproponowanie mu innej formy leczenia? Czy każdy pacjent, które bierze udział w tej terapii, potrzebuje tak intensywnej terapii? Jest przecież wiele innych sposobów leczenia, dlaczego nie jesteśmy o tym informowani? Oczywiście zdaje sobie sprawę, że każdy ma swój rozum i powinien sam umieć określić, jaką terapie wybrać. Z drugiej strony, jeżeli idziemy do lekarza z danym schorzeniem, czy potrafimy sami określić jak się powinno nas leczyć? Przecież to absurd! Jednocześnie warto zwrócić uwagę, że, jeżeli lekarz zaproponuje nam droższe, ale niepotrzebne leczenie w celu osiągnięcia korzyści majątkowej (np. pieniądze od firm farmaceutycznych), po prostu lamie prawo i może ponieść konsekwencje karne.

Dlaczego wszyscy są leczeni tak samo? Leczenie indywidualne jest farsa, na turnusie potrafi być nawet ponad 20 osób w grupie, a na maratonach jest czasami tylu pacjentów, że ledwo mieszczą się w sali. Pani Cz. twierdzi, że leczenie musi być w grupie, bo przecież musimy nauczyć się rozmawiać z ludźmi. Jednak moim zdaniem określenie, że pani Cz. prowadzi leczenie grupowe jest znacznym nadużyciem. Moim zdaniem, Centrum/ Klinika /Ośrodek Terapii / Leczenia Jąkania prowadzi LECZENIE STADNE
Rachunek jest prosty, dwa razy więcej osób, dwa razy więcej pieniędzy. Jest oczywiste, że im więcej osób, tym gorsza jakość leczenia. Ale bądźmy poważni, kogo to obchodzi?

Dlaczego każdy przechodzi taki sam program leczenia? Czy rzeczywiście, dlatego, bo metoda jest taka super, czy może jest to po prostu pójście na łatwiznę? Po co pracować z każdym indywidualnie? Lepiej spędzić stado pacjentów do sali, wszystkim kazać robić to samo, mniej problemów, kasy więcej. A że komuś nie wyjdzie terapia? Bądźmy poważni, kogo to obchodzi?

Czy to wszystko, co napisałem, jest dowodem, że terapia jest zła? Moim zdaniem, niekoniecznie. Po pierwsze, metoda, Arutiunian to jedno, a prowadzenie Terapii ta metoda to drugie. Są różni terapeuci…

Jednak czy można mieć jakiekolwiek zaufanie do terapeuty, którego główna i podstawowa motywacja jest zarabianie pieniędzy?
Czy można mieć zaufanie do terapeuty, który już na samym początku procesu leczenia podstępnie zataja istotne informacje na temat prowadzonej terapii?
Czy powinnyśmy pozwalać „grzebać w naszej psychice” ludziom, którzy nie przestrzegają choćby podstawowych norm etycznych i moralnych?

Najsmutniejsze w Terapii prowadzonej przez pani Cz. jest to, że ludzie, którzy biorą w niej udział, naprawdę przeważnie maja do niej zaufanie. Pytanie czy ona na nie zasługuje?
Wiem z naocznych relacji, że niektórzy pacjenci lub ich rodziny biorą czasami kredyty bankowe, albo pracują na dwa etaty, tylko po to żeby zapłacić za terapie. W procesie leczenia pomaga czasami nie tylko najbliższa rodzina, ale również przyjaciele, znajomi, może nawet nauczyciele czy profesorowie na uczelni. Bo przecież „prawdziwych przyjaciół poznaje się biedzie” i w sumie nie ma w tym nic dziwnego.
Oczywiście, nie każdy ma tyle szczęścia, że może liczyć choćby na minimalne wsparcie ze strony środowiska w trakcie terapii. Niektórzy pacjenci są ludźmi samotnymi i zagubionymi, w Terapii widza szanse na lepsze życie, i oczywiście bezgranicznie wierzą w to, co mówi pani Cz. Jak podłym trzeba być człowiekiem żeby oszukiwać tak bezbronnych ludzi? Jak bardzo trzeba być pozbawionym skrupułów, żeby podstępnie wyciągać ostatnie oszczędności od ludzi, którzy nam bezgranicznie ufajda?

Oczywiście można powiedzieć, głupi, naiwny, sam sobie winny… Z drugiej strony, co złego w tym, że ktoś ma problemy z wymowa, może nawet z samym sobą i szuka pomocy specjalisty? Co złego w fakcie, że pacjent czuje się samotny, zagubiony i przestraszony i szuka kogoś silniejszego, kto będzie dla niego nie tylko wsparciem, ale również może nawet wzorcem do naśladowania i autorytetem? Co złego w tym, że pacjent bezgranicznie ufa swojemu terapeucie? Moim zdaniem nic. Jednak wydaje mi się, że podstępne wykorzystywanie ludzkich słabości w celach majątkowych, drwina z takich uczuć jak miłość czy przyjaźń, wykorzystywanie ludzkiego zaufania tylko po to żeby zarobić, zasługuje nie tylko na szczególnie potępienie, ale również na czynności, których tutaj nie opisze, bo byłyby to groźby karalne w rozumienie Kodeksu Karnego.

Moim zdaniem, głównym celem Centrum/ Kliniki /Ośrodka Terapii / Leczenia Jąkania prowadzonej przez pani Cz. jest zarabianie pieniędzy. I w zasadzie nie ma w tym nic złego. Problemem jest jednak to, że pacjenci nie są rzetelnie informowani zarówno o przebiegu Terapii jak i o alternatywnych formach leczenia.
Wydaje mi się, że na terapie mogą być przyjmowani pacjenci, którzy nie rokują szans na wyleczenie, mimo to są wprowadzani, w błąd, i po prostu oszukiwani, że jest to możliwe. Na terapie mogą być przyjmowani pacjenci, którzy nie potrzebują aż tak intensywnej i kosztownej formy leczenia. pani Cz. na pewno nie zachowuje się jak lekarz, którego głównym celem jest dobro pacjenta i pomyślny przebieg terapii. Bardziej przypomina mi cwana sprzedawczynie na wiejskim bazarze, która chce wszystkim wcisnąć swoje jajka, marchewkę i koperek Nawet, jeżeli jajka są zgniłe albo nikomu niepotrzebne


Były pacjent Eweliny Cz.

2009-07-07 18:21:07

 

4039.Moje przemyślenia na temat Terapii jąkania metodą Arutiunian prowadzonej przez Ewelinę Cz.

– część druga: Aspekt emocjonalno-psychologiczny

W mojej poprzedniej wypowiedzi skoncentrowałem się głownie na obiektywnej ocenie Terapii Eweliny Cz. w świetle prawa handlowego, etyki biznesu, etyki lekarskiej oraz zwykłej ludzkiej uczciwości i przestrzegania tzw. dobrych obyczajów. Zdaje sobie jednak sprawę, że Ewelina Cz. jest dla wielu osób autorytetem, wzorcem do naśladowania, a kto wie?, być może nawet ideałem żony, dziewczyny czy kochanki. Dla dziewczyn z Terapii może być np. uosobieniem przyjaciółki, której nigdy nie miały, a o której zawsze marzyły. Dlatego wydaje mi się, że nawet gdyby zostało udowodnione naruszenie prawa, wciąż wiele osób broniłoby Eweliny Cz., może nawet również część pacjentów, którym nie udało się ukończyć terapii. Trudno dyskutować z emocjami, ale na pewno warto się zastanowić, dlaczego tak się dzieje.
Na czym polega cały fenomen, czy może lepiej powiedzieć, podstęp tej Terapii i dlaczego tak wielu ludzi daje się na to nabrać?


Spróbujmy przeprowadzić krótka analizę ankiety ze strony http://www.jakanie.pl/index.php?option=com_poll&task=results&id=32&Itemid=1
Wyniki ankiety pokazują, że ponad 60% ludzi biorących udział w Terapii Eweliny Cz., to ludzie niezadowoleni z siebie oraz ze swojego życia. Kolejne 15% ankietowanych odpowiedziało, „że gdyby nie jąkanie, mieliby żonę/dziewczynę”. Nie trzeba być wielkim specjalista z zakresu psychologii, żeby wiedzieć, że osoby samotne, nie tylko niemające powodzenia u kobiet, ale nawet niepotrafiące poderwać jakiejkolwiek dziewczyny, są przeważnie po prostu nieszczęśliwe. Na podstawie wyników ankiety można wyciągnąć prosty wniosek, że ok. 75% pacjentów Eweliny Cz. to osoby niezadowolone z siebie, ze swojego życia, które prawdopodobnie nie maja zbyt wielu przyjaciół a czasami również nawet dziewczyny albo żony. Osoby, które nie tylko potrzebują wsparcia, ale również chyba nawet akceptacji. Te fakty były potwierdzane również przez moje obserwacje. Wyniki ankiety pokazują, że tylko niecałe 20% pacjentów bierze udział w Terapii z powodów racjonalnych,
10,4% mówi, że gdyby nie jąkanie, mieliby lepsza prace, 7,7% uważa, że jąkanie stanowiło dla nich przeszkodę w skończeniu wymarzonego kierunku studiów.

Oczywiście zdaje sobie sprawę, że moja analiza jest bardzo powierzchowna, jednak moim celem jest tylko pokazanie problemu, a nie jego gruntowna analiza czy przeprowadzanie badań naukowych na temat profilu psychologicznego przeciętnego pacjenta.

Moim zdaniem, te dane, które są dodatkowo potwierdzone przez moje obserwacje, pokazują dobitnie, że tak naprawdę pacjenci Eweliny Cz. nie biorą udziału w Terapii tylko i wyłącznie w celu nauki płynnego mówienia. Przyjeżdżają na terapie, bo chcą zmienić siebie oraz swoje życie, z którego są po prostu niezadowoleni. W pewnym sensie można powiedzieć, że płacąc za terapie, kupują marzenia.
A cale oszustwo tej Terapii polega na tym, że już od samego początku tych zagubionych ludzi po prostu się okłamuję, że jest to możliwe. Zadajmy sobie teraz proste pytanie: Czy można być innym człowiekiem? Moim zdaniem, chyba nie bardzo. Ludzie, co prawda się zmieniają, ale wszystko ma jednak swoje granice. Można zmienić kolor włosów, powiększyć sobie biust, albo mięśnie na siłowni, ale czy jest w ogóle możliwe, że zmienić czy nawet poprawić sobie charakter lub osobowość?

Czy odpowiedzialny terapeuta w ogóle podejmie się takiego zadania?

Czy uczciwy terapeuta nie powinien już na samym początku jasno powiedzieć, że aspiracje większości pacjentów są po prostu mrzonka? A ich marzenia i cele życiowe po prostu nierealne? Dlaczego o tym się nie omowi?

Bo to się źle sprzedaje….

Pacjenci już od samego początku Terapii nie tylko nie są pozbawiani swoich naiwnych złudzeń, ale są w nich jeszcze bardziej umacniani. Ile razy słyszeliśmy historie, jak to ludzie po Terapii nagle zaczynają mieć powodzenie u pięknych kobiet, zarabiają dwa razy więcej, no i oczywiście, mówią piękniej niż absolwenci szkol aktorskich. A jak to osiągnąć? Nic trudnego, wystarczy regularnie płacić i regularnie ćwiczyć, a sukces życiowy mamy wręcz zagwarantowany.
Naprawdę nie trzeba zbytniej przenikliwości i inteligencji, żeby zauważyć, że większość tych historyjek jest po prostu wyssana z palca. A jeżeli nawet są prawdziwe, to są tylko i wyłącznie przypadki jednostkowe. Każdy, kto przechodził terapie, dobrze wie jak wyglądają efekty Terapii u większości osób w drugim i w trzecim roku.

Ile spotkaliście osób, którzy po Terapii rzeczywiście fajnie mówią? Ja znam kilku, którzy mówią płynnie, i rzeczywiście się nie jąkają, ale nie zauważyłem, żeby mówili jakoś wyjątkowo pięknie.
Ile osób dzięki Terapii zmieniło swoje życie?
Ile osób dzięki Terapii stało się bardziej szczęśliwymi ludźmi?

Moim zdaniem, są to przypadki jednostkowe, a większość po prostu i tak dalej się, jąka. Nie mam dostępu do danych statystycznych, ale po prostu jakoś nie widać na Terapii tych uśmiechniętych ludzi sukcesu, którzy nie tylko mówią pięknie, ale dzięki Terapii zmienili również swoje życie. Co więcej, nawet nie widać zbyt wielu wyleczonych pacjentów, którzy mówią szybko, bez ręki i bez jąkania. Gdzie oni są? Dlaczego się ukrywają? Czy Daniel i Natalia mówią fajnie? Rzeczywiście się nie jąkają, a przynajmniej tego nie widać, ale jeżeli mimo tego, że siedzą w Klinice dzień i noc, mówią tak jak mówią, jak wygląda mowa innych pacjentów? Czy rozsądne jest założenie, że inni pacjenci mówią lepiej niż Natalia i Daniel? Przecież oni są w pewnym sensie twarzą tej terapii….

Dlaczego zatem opowiada się nam na takie bzdury, które nie maja nic wspólnego z realna rzeczywistością? Dlaczego pacjentów po prostu się okłamuje? Dlaczego się nam wciska śmieszne, nieprawdziwe historie?

Na podstawie tej jednej krótkiej ankiety odpowiedz jest oczywista. Większość pacjentów po prostu chce wierzyć pani Cz., że ona może zmienić ich życie, i są gotowi za to zapłacić. Zapłacić za nierealne marzenia, które nigdy się nie spełnią. A nieuczciwość pani Cz. polega na tym, że pacjentów w ich naiwnych złudzeniach jeszcze umacnia, chociaż sama doskonale wie, że nic z tego nie będzie.

Moim zdaniem, nie ma nic złego w pomocy drugiemu człowiekowi np. w przełamywaniu nieśmiałości czy leku przed publicznym wystąpieniem itp. Nie ma nic złego w inspiracji pacjenta, żeby zrobił cos, na co wcześniej by się nigdy nie odważył. Jednak motywacja pacjenta do pracy, dodawanie mu otuchy, zwiększanie wiary w siebie nie ma nic wspólnego z podstępnym wykorzystywaniem ludzkich słabości w celach majątkowych.
Moim zdaniem, działalność Centrum/ Klinika /Ośrodek Terapii / Leczenia Jąkania opiera się głownie na wykorzystywaniu ludzkiej naiwności, może nawet infantylności oraz nierealnych marzeń i aspiracji życiowych pacjentów. Na początku Terapii rzeczywiście może się wydawać, że kupiliśmy receptę na szczęśliwe życie bez jąkania, być może nawet receptę na sukces życiowy czy spełnienie marzeń… Jednak czas pokazuje, że w większości przypadków jest to tylko i wyłącznie złudzenie.

To w zasadzie już wszystkie moje przemyślenia na temat Terapii Eweliny Cz. Dołożyłem wszelkich starań, aby opisać zagadnienia gruntownie, rzetelnie, obiektywnie i z dystansem. Mam nadzieje, że moje wypowiedzi pomogą innym ludziom trafniej wybrać metodę leczenia oraz odpowiedniego terapeutę.


Były pacjent Eweliny Cz.

2009-07-08 15:05:25

 

4046.Moje przemyślenia na temat Terapii jąkania metodą Arutiunian prowadzonej przez Ewelinę Cz.

– cześć trzecia: Zagrożenia i niebezpieczeństwa czyhające na pacjenta


Pamiętam bardzo dokładnie mój pierwszy dzień na terapii, pamiętam również bardzo dokładnie innych pacjentowi. Jeden chłopaczek usiadł przed kamera, zaczyna mówić, mówi dość długo, i w ogóle się nie, jąka. W końcu, bodajże po 15 minutach rozmowy przed kamera, zdarza mu się jeden blok. Przed kamera siada drugi pacjent, on już, jąka się bardziej, ale w sumie tez niezbyt mocno. Jednocześnie mówi tak głośno, dynamicznie i z przekonaniem, że nawet zaczynam go słuchać, myśląc sobie w duchu „ooo, przebojowy facet”. Dla kontrastu obok mnie siedzi na krześle koleś, do którego najlepiej pasuje określenie „żywe zwłoki”. Pusty wzrok, nienaturalna pozycja ciała, dziwny, świszczący oddech. Siada przed kamera i nie może powiedzieć nawet jednego słowa …
Pozostali pacjenci w zasadzie niczym szczególnym się nie wyróżniają, siadają przed kamera, mówią i się jąkają….
Każdy z nas pojechał na terapie w tym samym celu, wyleczyć się z jąkania. Prawdopodobnie większość z nas miała również inne ukryte cele, które opisałem w części drugiej moich relacji z Terapii Eweliny Cz. Z drugiej strony, jest oczywiste, że każdy z nas ma inny charakter, inna osobowość, inny poziom asertywności, inny poziom nieśmiałości. Niektórzy z nas potrafią się odnaleźć w towarzystwie, inni już na sama myśl rozmowy z piękna dziewczyna o ponętnych kształtach dostraja ataku rozwolnienia. W sytuacjach skrajnych, jak opisywany kolega „żywe zwłoki”, jesteśmy kompletnie wyłączeni z życia i nie potrafimy funkcjonować samodzielnie.

Był kiedyś taki kawał, jak Rosjanie wynaleźli wspaniała, uniwersalna i wyjątkowo skuteczna golarkę dla mężczyzn. Wystarczyło przyłożyć twarz do urządzenia, a ono nas automatycznie goliło.
Jednak jeden sceptyczny klient pyta się przed zakupem: Proszę pana, ale przecież każdy ma inna twarz???
A rosyjski sprzedawca odpowiada z szerokim uśmiechem: ale tylko do pierwszego golenia….


W świetle Terapii metoda Arutiunian ten krotki kawał nabiera nowego znaczenia. Wszystkich leczy się tak samo, wszyscy musza wykonywać te same ćwiczenia, jednak ten fakt sam w sobie nie stanowi zagrożenia. Problemem jest jednak to, że przynajmniej w wykonaniu Eweliny Cz., terapia metoda Arutiunian jest bardzo głęboko ingerencja w nasza osobowość, a w sytuacjach skrajnych może oznaczać próbę zrobienia z nas innego człowieka.
Zdaje sobie sprawę, że nasz sposób mówienia czy zachowania nie jest jednoznaczny z charakterem czy osobowością. Jednak poprzez gesty, mimikę, mowę ciała bardzo często wyrażamy siebie, swoje emocje i uczucia. Już na samym początku Terapii ta możliwość jest nam odbierana, można powiedzieć, że jesteśmy wręcz obdzierani z naszej „emocjonalnej skory’. Jednak w świetle tego, co opisałem w ostatnim felietonie, wydaje mi się zrozumiale, dlaczego większość pacjentów godzi się na taka operacje. Większość pacjentów Eweliny Cz. po prostu źle się czuje z samym sobą, a powodem i głównym problemem nie zawsze musi być jąkanie samo w sobie. Wydaje mi się, że większość pacjentów Eweliny Cz. ma trudności z odnalezieniem siebie i swojego miejsca w świecie.
Jednak warto sobie zadać pytanie: Czy rzeczywiście terapia rozwiązuje ten problem?

Jakimi ludźmi stajemy się dzięki terapii?

Na Terapii dowiadujemy się, że wolna mowa jest konieczna, aby wyleczyć się z jąkania, traktujemy ja jako okres przejściowy, „gorzkie lekarstwo, aby pięknie mówić”. Jednak moim zdaniem wolna mowa nie ma na celu tylko i wyłącznie wyleczyć nas z jąkania. Na podstawie moich obserwacji Terapii Eweliny Cz., wydaje mi się, że jest to pierwszy krok, aby zrobić z nas innych ludzi.
Zdaje sobie sprawę, że moja hipoteza jest ryzykowna, może się wydawać nawet absurdalna, ale najpierw przeczytajcie proszę, co mam do powiedzenia, aby moja hipotezę obronić.

Każdy z nas jest inny, tak bardzo różnimy się od siebie pod wieloma względami. Jednak wszyscy jesteśmy wtłaczani w ten sam schemat wolnej mowy z ręką. W pewnym sensie przypominamy żołnierzy, którzy maja takie same mundury. Przed terapia każdy z nas był innym człowiekiem, teraz jesteśmy praktycznie tacy sami. Wyglądamy i zachowujemy się jak osoby upośledzone, i nawet, jeżeli przyspieszymy nasza mowę, mówimy jak osoby upośledzone mówiące szybko. I w taki sposób jesteśmy również traktowany przez obcych ludzi w sklepie, na ulicy, na dworcu czy w szkole. Na początku jest to nawet śmieszne i zabawne, z czasem zaczyna robić się denerwujące. Poza tym na początku Terapii na pewno wielu osobom podoba się rola „biednego pacjenta, który musi wolno mówić”, nad którym wszyscy się litują, pomagają mu, i w ogóle traktują ze specjalnego atencja. Warto jednak zauważyć, że z miesiąca na miesiąc tracimy swoje dawne nawyki, sposób zachowania, inaczej rozmawiamy z ludźmi. Jednocześnie warto zauważyć, że nie wszystkie nasze nawyki były związane z jąkaniem.
Pierwsze zmiany w swojej osobowości zacząłem zauważać ok. trzeciego miesiąca, i z każdym następnym miesiącem były coraz większe. Niestety nie wszystkie zmiany są ·pozytywne. Na pewno większość pacjentów w trakcie Terapii staje się bardziej spokojna, opanowana, mniej podatna na krytykę. Stajemy się chyba również odważniejsi, robimy przemówienia, wywiady, pytamy ludzi na ulicy. Terapia na pewno zwiększa nasza motywacje do pracy i inspiruje do różnych działań, na które wcześniej byśmy się nie zdecydowali.
Z drugiej strony przez cały okres trwania Terapii jesteśmy zmuszani do bezwzględnego posłuszeństwa i ślepego wykonywania poleceń nawet, jeżeli ich nie rozumiemy, albo uznajemy za głupie i bezsensowne. Możemy mieć swoje zdanie, ale tylko wtedy, gdy takie same zdanie ma terapeuta. Jakakolwiek krytyka czy wątpliwości wzbudzają złość i oburzenie Eweliny Cz. Poza tym, co zawsze mi się nie podobało, ciągle powtarza się na terapii, jacy to jesteśmy wrażliwi, nieśmiali i delikatni, a nasi opiekunowie powinny się nami opiekować jak małymi dziećmi.
Czy rzeczywiście wszyscy pacjenci wykazują takie cechy osobowości?
Czy rzeczywiście wszyscy pacjenci wykazują takie cechy charakteru jak infantylność czy naiwność?
Dlaczego traktuje się nas jak niedorozwiniętych idiotów, którzy samodzielnie nie potrafią nawet zawiązać sobie butów?
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że „kto, z kim przestaje, takim się staje”. Na terapii, która z założenia powinna rozwijać nasza osobowość, można moim zdaniem, zdziecinnieć, zgłupieć, a może nawet cofnąć się trochę w rozwoju emocjonalnym.
Kolejnym elementem terapii, który moim zdaniem jest po prostu niebezpieczny, jest izolacja towarzyska. Na początku wydaje się to logiczne i zrozumiale, w pierwszym etapie Terapii powinnyśmy skoncentrować się przede wszystkim na ćwiczeniach, dlatego falezy ograniczyć życie towarzyskie. OK., w sumie pozornie ma sens.

Poza tym izolacja społeczna następuje automatycznie, tylko naprawdę dobrzy znajomi, przyjaciele, najbliższa rodzina zniosą na dłuższa metę takie wolne gadanie. A z miesiąca na miesiąc odsuwa się od nas coraz więcej ludzi… W wariancie najbardziej pesymistycznym zostajemy wręcz sami…
Ilu z was zawarło nowe znajomości w pierwszym roku terapii?
Ilu nowych ludzi poznaliście?
A ilu znajomych po prostu straciliście? Warto było?
Oczywiście, zgodnie z zaleceniami chodzimy na pytania, zaczepiamy obcych ludzi, którzy jednak przeważnie traktują nas jak idiotów, w najlepszym przypadku jako osoby upośledzone. Co więcej, Ewelina Cz. ciągle powtarza, jak to inni ludzie nas nie rozumieją, a w ogóle są źli, niedobrzy, mało wrażliwi itp. W podtekście, oczywiście tylko ona nas rozumie, i w ogóle jest wspaniała, cudowna i fantastyczna…
W świetle tego co napisałem, nietrudno sobie wyobrazić jak wygląda przeciętny pacjent po roku terapii. Wygląda tragicznie, przedstawia obraz nędzy i rozpaczy. Obdarty ze swojej „emocjonalnej skory”, pozbawiony nawyków i wzorców zachowań, które nie zawsze miały cos wspólnego z jąkaniem, poddawany coraz większej izolacji społecznej, zdziecinniały, ogłupiony, zastraszony, i przeważnie całkowicie zdominowany przez terapeutę. Jedynym plusem jest to, że nikt w ogóle się nie jąka. Ale pociecha to marna...
Z drugiej strony, np. kolega, którego określam jako „żywe zwłoki”, rzeczywiście zrobił postęp. Wcześniej tylko siedział i dyszał, teraz chodzi, a nawet mówi i próbuje jakoś nieporadnie gestykulować.
Ile osób po pierwszym roku Terapii czuje się lepiej?
Ile osób jest zadowolonych z efektów terapii?
Czy to tak miało wyglądać?

Warto zwrócić uwagę, że terapia trwa trzy lata, i dopiero w drugim roku przed Ewelina Cz. otwiera się pole do popisu. Zaczyna nas uczyć, jak mamy się zachowywać w różnych sytuacjach, jak rozmawiać z ludźmi, czy nawet jak podrywać dziewczyny. W zasadzie nie miąłbym nic przeciwko, zawsze warto uczyć się nowych rzeczy, ale poziom tego nauczania jest po prostu mizerny i nie ma nic wspólnego z jąkaniem.
Dlaczego jak z kimś rozmawiam, mam stać zawsze na dwóch nogach?
Dlaczego nie mogę sobie stanąć na jednej, na palcach albo ugiąć w kolanie?
Dlaczego mam się patrzeć dziewczynie w oczy, a nie, dajmy na to, spojrzeć trochę niżej, żeby sprawdzić czy ma fajne piersi?
Dlaczego trzeba mieć ciągle ta zajebaną szczelinkę, która sprawia, że wyglądam, jakbym permanentnie polował na muchy?

Po co to wszystko? Co to ma wspólnego z jąkaniem? Zdaje sobie sprawę, że mowa ciała ma znaczenie, ale są pewne granice. Poza tym, na Terapii wcale nie uczymy posługiwać się czy wykorzystywać mowę ciała, ale jesteśmy po prostu wtłaczani w jeden schemat mówienia i zachowania. Ten schemat określiłbym jako „grzeczny, dobrze wychowany chłopczyk, który zawsze słucha się mamusi.”
Dlaczego zabrania się nam okazywania złości i agresji?
Dlaczego nie uczy się nas, jak radzić sobie w życiu, które niestety bajka nie jest?
Dlaczego ciągle się nas zmusza do posłuszeństwa i pokory?
Dlaczego wszystko opiera się o jeden schemat, o jak ktoś się wyłamie jest za to karany?

Kto w ogóle dal prawo Ewelinie Cz. prawo do oceny zachowań?
Do decydowania jakimi mamy być ludźmi?

Zdaje sobie sprawę, że niektórzy pacjenci rzeczywiście potrzebują takiego nauczyciela, który im dokładnie powie, jak trzymać nogę siedząc w kawiarni, a jak stojąc w księgarni, jak się patrzeć na dziewczynę a jak na chłopaka, jak się zachować na ulicy, gdy pada deszcze a jak gdy świeci słońce. Być może rzeczywiście niektórzy pacjenci potrzebują takich rad…Ale chyba nie wszyscy…

Jednak najgorsze jest to, że z miesiąca na miesiąc coraz bardziej zatracamy siebie. Zmieniamy się, to pewne, ale jacy się stajemy? Lepsi? Mądrzejsi? Bardziej dojrzali?
Moim zdaniem, coraz bardziej dziwni… Z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc zatracamy swoje dawne cechy osobowości, a stajemy się coraz większym potworkiem, tworem działań Eweliny Cz., która próbuje nas ukształtować według swoich wzorców, jakimś, kurwa, cyborgiem, który gania ludzi po ulicy, wolno mówiąc, i jeszcze głupio się śmieje, że uciekają. Pewnie, że uciekają jak widzą idiotę… I nie ma w tym nic dziwnego.

Nigdy nie podobało mi się, jak inni pacjenci mówili o Natalii czy Danielu „tresowane małpki”. Jednak jak zacząłem się zastanawiać nad terapia, dochodzę do wniosku,że to obraźliwe określenie jest prawdziwe. Zastanawiam się również, czy ja inni pacjenci, nie staliśmy w skutecznej Terapii również, w mniejszym lub większym stopniu, jakimiś dziwacznymi, wytrenowanymi potworkami, ukształtowanymi wedle woli Eweliny Cz.…

Dlatego podjąłem już jakiś czas temu decyzję, która była mimo wszystko decyzją trudną. Kończę z terapia, chociaż nie jestem wyleczony z jąkania. Kończę, żeby nie zwariować, i żeby również, a może przede wszystkim nie zatracić siebie
Wolę być sobą i od czasu do czasu się jąkać, niż zrobić z siebie jakiegoś dziwnego stwora, którego trudno nazwać człowiekiem
Wszyscy jesteśmy ludźmi, chociaż trudno oprzeć się wrażeniu, że Ewelina Cz. czasami o tym zapomina.


Były pacjent Eweliny Cz.

2009-07-09 20:52:14





 


Bardzo proszę o kontakt: na e-mail (stutter.stutter@gmail.com) lub przez poniższy formularz

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *